turtel <3
![](http://picsrv.fora.pl/fiblack/images/spacer.gif) |
Wysłany:
Nie 15:07, 10 Gru 2006 Temat postu: Sialala... xD Głupek ze mnie... :D |
|
Może znacie, a może i nie. Ale wrzucę, bo mi się nudzi ^^
Była północ. Albo później... W każdym razie noc. Razem z resztą ekipy jechaliśmy z jednego koncertu na drugi. Naszło nas jakoś na jazdę vanem Joela. Nasze instrumenty jechały albo za nami, albo czekały na miejscu. Jakieś 10km za Tucson autobus skręcił w inną drogę. Może utknął w korku, a może już czekał w Glendale? Szczerze mówiąc interesowało mnie to tak bardzo, jak to, czy jutro będzie padać w Afryce. Słowem - wcale. Siedziałem tylko na tylnim siedzeniu i marzyłem o tym, żeby gdzieś mnie zamknęli... Nie chciało mi się znowu grać...
- Ej! Ludzie! - krzyknął nagle Benji. - Poznajecie tę ruderę?
Wskazywał palcem w okno z boku. Spojrzeliśmy tam wszyscy. W oczy uderzył neonowy szyld "Welcome guys"... Joel gwałtownie zahamował i zaparkował na parkingu naprzeciw baru.
- Ty debilu! - krzyknąłem, bo o mały włos leżałbym na ziemi.
- No co!? - oburzył się Joel. - Przecież tutaj zawsze stała knajpa Eda.
- No tak! Ale po cholerę jedziesz tak szybko, a potem hamujesz, jakbyś Duff ujrzał.
- Przymknij się!
Wyszedłem z samochodu. Ten idiota zawsze działał mi na nerwy. Wtedy realnie zastanawiałem się, czy nie odejść z zespołu tak, jak Chris. Chwilę czekałem, aż reszta zespołu wygramoli się z vana.
- To co? - zagadnął nieco śpiącym głosem Paul. - Jak zwykle wpadamy i siedzimy tam całą noc?
- Raczej nie - odpowiedział Joel. Jak to dziecko się wczuwa! ;/ - Jutro mamy przecież koncert w Glendale.
- Dopiero wieczorem - wtrąciłem.
- 16.00 to nie wieczór.
- A późno.
- Dobra, przymknijcie się! - nie wytrzymał Benji. - Stoimy tu całą noc, czy wchodzimy do środka?
Nie mieliśmy daleko. Wystarczyło przejść ulicę. Joel jak zwykle wszedł pierwszy. Za nim Paul, Benji i na końcu ja... Oczywiście - zawsze za wszystkimi. ;/
Bar był pusty nie licząc naszego starego znajomego - Eda - i jakieś młodej, prawdopodobnie upitej dziewczyny prawie leżącej na blacie baru. Widać usłyszała, jak otworzyliśmy drzwi, bo spojrzała na nas. Z takiej odległości nie widać było wyrazu twarzy, ale chyba się nieco zdziwiła.
- Hej, Ed! - krzyknąłem. Barman coś powiedział do dziewczyny i podszedł do nas.
- Co wy tu robicie? - zapytał na powitanie.
- Przejeżdżaliśmy obok. Twój szyld rzuca się w oczy, jak żaden - powiedział Benji.
- Wiem, wiem. Wymyśliła go moja siostrzenica razem z Adamem.
- A właśnie, gdzie on jest? - zapytałem.
- On już poszedł do domu... Nie spodziewał się, że przyjedziecie, więc poszedł. A w ogóle co was sprowadza do Casa Grande?
- Mieliśmy w Tucson koncert. Teraz jedziemy do Glendale i wyjeżdżamy z Arizony.
- Dobra... Sory, ale tam muszę pilnować tego dzieciaka - wskazał gestem na dziewczynę przy barze. - Coś wam podać?
- Hmmm... Cztery nie za mocne sherry - stwierdził Joel w imieniu nas wszystkich. Przytaknęliśmy. Wiedziałem, co powiedzieliby fani, gdybyśmy wylezli na scenę zalani, albo na kacu.
- Ok. Ja się jej może pozbędę zaraz to sobie pogadamy - odpowiedział Ed. - A teraz najlepiej usiądźcie w tym stoliku najbliżej baru. Po co macie się tłuc z tyłu?
Ruszyliśmy wszyscy i usiedliśmy przy wskazanym stoliku. Ed poszedł przygotować drinki.
- Ed - usłyszeliśmy szept dziewczyny przy barze. Dalej nie usłyszałem, bo mówiła bardzo cicho. Zdaje mi się, że mówiła coś o nas, bo barman spojrzał na mnie i uśmiechnął się. |
|